sobota, 17 lipca 2010

Ćmy, grypa żołądkowa czyli co to ma wszytsko wspólnego z Grunwaldem

Właśnie powinnam się smażyć i gotować jednocześnie na polach Grunwaldu, robiąc foty tym wszystkim rycerzom, białogłowym, straganom i turystom, jednak jestem w domu, uziemiona ostrym zatruciem, po maślance truskawkowej! Może to być równocześnie grypa żołądkowa, czyli taka przyapdłość, której nie życzy się własnym wrogom!

Słyszę w radiu, że na polach Grunwaldu jest 40stopni, bez kawałeczka cienia, chyba, że pod parasolami turystów. Znajomy donoszą z trasy, że utknęli w gigantycznych korkach, więc moje leżenie w łóżki i zwijanie się z osłabiającego bólu wydaje się być przyjemnością;) To jak w dowcipie, który słyszałam kilka dni temu w radiu - "Księgowy dostał po kilku latach wymarzony urlop, wyjechał na Mazury na żagle, jednak już pierwszego dnia, potknął się na pokładzie, zmał nogę, rozbił sobie przy tym głowę, stracił przytomność i kiedy ocknął się na środku jeziora z bólem, krwawiącą głową pomyślał tylko: I tak lepiej niż w pracy"

Dowcip ten dedykuję wszystkim, którzy mają problem z uzyskaniem urlopu w dogodnym dla nich terminie;)

A teraz do rzeczy, czyli do ciem z tytułu. Nie wiem, dlaczego, oprócz standardowych much, ostatnio masowo nawiedzają mnie ćmy. Jakoś miłością do nich nie pałam, ale po "Milczeniu Owiec" jakoś baczniej zwracam na nie uwagę.

Pierwsza siedziała na butach a ja myślałam, ze to suchu liść, który złapałam by go wyrzucić. Jak można się było domyśleć szybku wypuściłam to duże, włochate coś, z miną jak po wypiciu soku cytrynowego. Palce dziwnie mrowiły, nie twierdzę, że to była ćma morderca, z trującymi włoskami, ale może w chwilach zagrożenia wydziela coś, co ma odstraszać wrogów;) Ćma poszła do słoika, nie chciała zapozować, bo jak tylko wyciągałam aparat od razu chowała włochate czółki i skrzydełka! Dla obrońców zwierząt zapewniam, że została wypuszczona.



Następna trafiła się pomiędzy moim palcem a klawiszem backspace - było to ochydne, ćma nie przeżyła, więc zdjęcia brak...
Kolejna, ta jasna, siedziała sobie po prostu na ścianie. Każdej następnej przestałam robić, wiec niech nie przylatują licząc na rozgłos;)

3 komentarze:

  1. Fajny wpis. :) Szybkiego powrotu do zdrowia! Na pohybel maślance truskawkowej!

    OdpowiedzUsuń
  2. ;) Wiesz, to dowód na to, że jak ma człowiek więcej czasu, to i wpis może być ciekawszy;) Ale jak mi teraz znajomi donoszą, że tkwią w korkach powrotnych z Grunwaldu, to może i dobrze że zaatakowała mnie maślanka!

    Swoją drogą, ciekawe na ile czasu będę miała awersję do maślanki. Ostatnia grypa żołądkowa trafiła się po duszonych żeberkach i powiem szczerze, że już zawsze będę miała je w innej formie przed oczami;)

    OdpowiedzUsuń