niedziela, 25 lipca 2010

Przedziwne powroty i dojazdy






Wczoraj, wracając w nocy z pracy, z wesela, tak sobie myślałam, że czasem zdarzają się przedziwne rzeczy, które kumulują się w czasie, dając nam prztyczka w nos. Tak dzielnie twierdzimy, że wszystko od nas zależy, że mamy wpływ na bieg wydarzeń a właśnie ten dziwny zbieg okoliczności sprowadza nas na ziemię. Wszystko jest kwestią przypadku, który czasem sobie z nami pogrywa.

Wpierw, kawalkada gości w samochodach ruszyła do USC, spóźnieni już na wstępie. Po drodze 3 km odcinek ruchu wahadłowego - co robić. Szybka decyzja tych z przodu, po konsultacjach przez CB radio, że wyprzedzamy, jedziemy lewym pasem. Ja byłam w środku, więc skoro przód ruszył to ja też. Wyglądaliśmy jak jakaś kolumna vipów - wkurzone spojrzenia tych co stali, zjazdy na pobocze, by przepuścić tych co jednak jechali z naprzeciwka... W drodze powrotnej, znów stoimy, korek z powodu dachowania samochodu - kierowca stał obok, rozmawiał przez telefon, trójkąt wystawiony - czy ktoś się zatrzymał? Nie, ja zresztą też nie. W sumie nie wiedziałabym co zrobić, ale może choć zapytać się czy coś nie pomóc? Każdy powie, kierowca żył, chodził rozmawiał. Ale może komórka mu właśnie padła, miał połamane coś tam, coś tam, a chodził w szoku powypadkowym? A my sznureczkiem aut, ładnie go minęliśmy.

Podobnie było kiedyś, na wylocie miasta, mijałam samochód z doszczętnie rozbitym przodem, obok babeczka z miną w szoku, rezygnacji, kuca. Dalej inna babeczka, coś mówi do ok 5 letniej dziewczynki. Dalej facet rozmawia przez telefon, gestykuluje - wyglądało to tak, jakby to się stało dopiero co, wręcz kapsel z koła mógłby gdzie się jeszcze toczyć. To jak scenka z początku filmu o Dorsach, scenka z Indianinem.

I jak by tego było mało, w drodze powrotnej o mało nie rozjechałam jeża, potem jakiś pijak debil, lazł środkiem drogi, po lini oddzielającej pasy - może łatwiej było mu utrzymać kurs. ABS zadziałał, na klaksonie się wyżyłam a ten miałam wrażenie że zdziwiony, że ktoś jedzie jego chodnikiem... Na dokładkę był jeszcze jeden nocny łazik, choć szedł dobrą stroną ciemnej strony ulicy, to wylazł zza zakrętu....

Powrót do domu nie był końcem zdarzeń - włączył się alarm u sąsiadów gdzieś po 2 w nocy i pokazał jak bardzo inni przejmują się tym, że obok coś wyje.

A podkreśleniem okoliczności jest pogoda - bardzo ładna skądinąd, ale charakterna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz