Przeglądając przepisy, szukałam tego, który zdradza sekrety udanej bezy. Nigdy nie piekłam jej specjalnie, na jakąś okazję, bo zawsze kojarzyła mi się, że jest ona tylko i wyłącznie słodka... Ale deser Pavlovej od zawsze mnie korcił i nęcił... A w momencie jak zobaczyłam to zdjęcie wiedziałam, że nadszedł czas pieczenia!
Przygotowanie "ciasta" wymaga cierpliwości i dokładności, jeśli chce się uzyskać placek równy, gładki, nie pękający, dobrze podsuszony a w środku lekko miękki.
8 białek z jajek od sołtysa, cukier puder, ocet i mąka ziemniaczana... Przyznam, że mieszanie tej masy, oraz jej konsystencja miała w sobie coś... organicznego... Gęsta, ciężka... o konsystencji wcześniej nie spotykanej. Mieszanie dało mi to wiele radości;) Ot, prosta czynność...
Ale ciekawie zrobiło się dopiero później. Po 3 h pieczenia, dałam bezie odpocząć przez noc. A rano, już o 6 poszłam w las ze słoikiem i nazbierałałm jagód. Nastepnie poszłam na łąkę i nazbierałam miskę zdziczałych porzeczek czerwonych, wielkich jak drobny agrest (przesadzam), gorących od słońca i słodkich, słodkich, słodkich... W tej owocowej mieszace brakowało mi tylko truskawek, ale na straganach się już pokończyły i ich smak pozostawia wiele do życzenia. Przypomniałam sobie jednak, ze kiedyś widziałam miejsce gdzie rosły dzikie / zdziczałe trsukawki. Co mi szkodziło sprawdzić...
No i były! W trawie po kolana, były one! Nieduże, ale na pewno nie drobne, zadziwiająco równo czerwone, nienachalnie słodkie, ale na pewno nie kwaśne, o aromacie lekko poziomkowym...
Kiedy człowiek sam zbiera owoce, docenia każdą ich sztukę, nie ma mowy o marnotrawstwie. Przypomniałam sobie, że w kiedyś, w radiu słyszałam o ruchu społecznym, który za cel stawia sobie wyszukiwanie jadalnych roślin wokół nas - niezależnie czy to miejski trawnik, czy dzika łąka. Zbierając te dzikie jagody, porzeczki i truskawki czułam się jakoś tak bardziej związana z otoczeniem, czułam się dobrze;)
Na rowerze pojechałam po tłusty serek i śmietanę i po ubiciu owoce wylądowały w serku. Beza ciachnięta na połowę, przełożona została owocowym kremem...
Praca, zaangażowanie, rower, ręczne zbieranie, cierpliwość... to wszytsko było w tym deserze.
Jesteś tym co jesz.
Jedzcie świadomie.
Ide ukroić kawałek;)
ps. zdjęcia nie ma!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
jak to nie ma zdjęcia..?
OdpowiedzUsuńNo i jak to bez zdjęcia? Beza pyszna :) i taka pełna zaangażowania, rowerowania, cierpliwości i całej tej reszty :D... Mniam.
OdpowiedzUsuń